„Czy naprawdę zgubiliśmy wiarę w drugą przestrzeń?
I znikło, przepadło i Niebo, i Piekło?”
(Cz. Miłosz, Druga przestrzeń)
– myślę słowami poety, patrząc na jedno ze zdjęć z cyklu „Czarne i białe”. Tak, czasem tę wiarę gubimy – ale dzięki takim zdjęciom można ją odzyskać.
Antoniego Ruta poznałam kilka lat temu. Pamiętam, jak dziś, gdy przeprowadziłam z nim swój pierwszy wywiad. Spotkaliśmy się w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej i Centrum Animacji Kultury przy ul. Prusa w Poznaniu, gdzie prezentowana była wystawa prac zgłoszonych na konkurs „Przestrzeń wyobraźni”. W czasie gdy towarzyszący mi operator filmował ekspozycję, my zaczęliśmy rozmawiać o języku polskim – a dokładnie o przenikaniu do polszczyzny wyrazów obcego pochodzenia. Ponieważ jako absolwentce Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej z doktoratem z zakresu nauk humanistycznych stan ojczystego języka nie jest mi obojętny, od razu poczułam, że spotkałam w Panu Antonim bratnią duszę. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że spotkałam osobę, której zawdzięczać będę tyle artystycznych wzruszeń i która wciągnie mnie we wspaniały świat fotografii.
Wchodziłam w ten świat powoli, oglądając kolejne, nowe wystawy, ale też sięgając do tych archiwalnych. Pamiętam, jak przygotowując się do jednego ze spotkań z Panem Antonim w studiu telewizyjnym, trafiłam na zdjęcia z cyklu „Żyją wśród nas” oraz fotografie z Azji Środkowej – wykonane w 1978 roku zdjęcia Buchary, Chiwy i Samarkandy. To zdjęcia reportażowe, ale od pierwszego na nie spojrzenia czułam, że są czymś więcej niż tylko prostą dokumentacją skrawka rzeczywistości. Bardzo delikatnie, lecz już dostrzegalnie rysowała się w nich owa poetycka „druga przestrzeń”. Im więcej oglądałam zdjęć Antoniego Ruta, tym ta przestrzeń stawała się dla mnie bardziej widoczna.
Antoni Rut ma niezwykły dar dostrzegania nieoczywistości w oczywistościach, nierozpoznanego w pozornie rozpoznanym, zagadki i tajemnicy w tym, co niby już dawno nazwane. To jego zdjęcia utwierdzają mnie w przekonaniu, że współczesny świat – choć na miliardy sposobów już sfotografowany i sfilmowany – wciąż ma w sobie coś do odkrycia. To jego fotografie przypominają też prostą, ale zapomnianą dziś prawdę: że zdjęć naprawdę ważnych można zrobić kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt – ale nie milion. „Pstrykanie” wszystkiego dookoła aparatem w telefonie niczemu nie służy. Do większości tych zdjęć nigdy się nie wraca. Fotografia to nie obraz, nie odwzorowanie – lecz odkrycie.
Wystawy Antoniego Ruta to pokazy zdjęć-odkryć. Taka sztuka nie jest łatwa w odbiorze, bo nie da się oglądać jej biernie. By dostrzec jej głębię, trzeba aktywności odbiorczej, pracy, podjęcia dialogu. Ci, którzy przyjmują zaproszenie, dostają wspaniałą nagrodę. Dostrzegają inny świat.
Nie zliczę już naszych rozmów przy okazji kolejnych wystaw. Urzekły mnie „Cztery pory roku” z cyklu „Meandry przestrzeni”, zaintrygowała „Przestrzeń poza przestrzenią” i fotografiki z serii „W sieci codzienności”. Ale nie zapomnę też zdjęć zespołów rockowych w Fotoplastykonie. Pan Antoni na rockowym koncercie? To było odkrycie! Opowieść o tym, jak zrobił słynne zdjęcie Bruce’owi Dickinsonowi, przypłacając to prawie utratą słuchu – bezcenna. Powtarzam ją kolejnym osobom z niekrytą satysfakcją, że znam człowieka, który tego dokonał i to mnie opowiedział tę niesamowitą historię.
Muszę bowiem dodać, że to przecież Antoni Rut przybliżył mi świat fotografii trójwymiarowej. Pewnego razu przyniósł do studia Winogradzkiej Telewizji Kablowej teczkę wypełnioną aparatami stereoskopowymi. Nie miałam pojęcia, jaki był mechanizm ich działania. To pan Antoni wyjaśnił mi, czym jest stereofotografia i jak funkcjonuje Fotoplastykon. Lekcja okazała się na tyle inspirująca, że od tamtej pory nie opuściłam żadnej fotoplastykonowej wystawy. Więcej – w 2016 roku, oczywiście przy nieocenionym merytorycznym wsparciu Antoniego Ruta, napisałam rozdział do książki poświęconej Fotoplastykonowi Poznańskiemu.
Szanowny Panie Antoni – dziękuję. Dziękuję za te wszystkie ważne chwile w towarzystwie Pana i pańskich prac. Za wszystkie ciekawe historie, które opowiada Pan swoją sztuką. I za to, że w świecie pełnym dosłowności i przyziemności – ocala Pan „drugą przestrzeń”.
Z serdecznymi gratulacjami z okazji jubileuszu pracy artystycznej oraz niecierpliwym oczekiwaniem na kolejne inspirujące zdjęcia, spotkania i rozmowy –
– Sylwia Jarmuż, dziennikarka i reporterka, doktor nauk humanistycznych