Prace Antoniego Ruta tworzone za pomocą komputera, znacznie różniące się od powstałych wcześniej, sytuują się w nurcie sztuki postmodernistycznej. Co je odróżnia od poprzednich? Przede wszystkim to, że nie mają dawnych punktów odniesienia – do rzeczywistości i do współczesnej plastyki.
Żyjemy w epoce symulacji, która „likwiduje najpierw wszelką refleksyjność – twierdzi Jean Baudrillard w tekście <<Precesja symulakrów>> – gorzej: pozwala jej sztucznie zmartwychwstać w systemach znakowych, materiale bardziej plastycznym niż sens, gdy zważyć, na co pozwala on wszystkim owym systemom ekwiwalencji, wszystkim owym opozycjom binarnym, całej tej algebrze kombinatorycznej. Nie chodzi już ani o imitację, ani o podwojenie, ani tym bardziej o parodię. Chodzi o podstawienie w miejsce rzeczywistości znaków rzeczywistości…”. Kiedy znika dystans między rzeczywistością i jej podwojeniem, między modelem a kopią wystarczą operacje. Oto drugi, obok referencjalności, a raczej jej braku, kluczowy termin – operacyjność. Zdaniem cytowanego francuskiego uczonego programowalna maszyna oferuje „wszystkie znaki rzeczywistości i w krótkim zwarciu wszystkie jej perypetie”.
Krótko mówiąc interesujący nas artysta nie odwzorowuje, jak dawniej , widoków rzeczywistości, ale operuje pozbawionymi oparcia realności podobiznami. Widać to wyraźnie w kompozycjach „księżycowych” i krajobrazie utworzonym z obcych elementów. Mam na myśli pracę znajdującą się na zaproszeniu zachęcającym do zwiedzania wystaw zorganizowanych z okazji jubileuszu 35-lecia pracy artystycznej Antoniego Ruta. W tej fotografii połączenie dwóch różnych fragmentów desek z wyeksponowanym sękiem i słojami „czytamy” jako linie horyzontu, bruzdy ziemi i niebo z zachodzącym słońcem. Hybrydyczna forma tej pracy, podobnie jak innych, w których zderzono elementy heterogeniczne, wpisuje je w krąg dokonań postmodernistycznych. Rut jednak nie jest zdeklarowanym wyznawca sztuki ponowoczesnej. Moim zdaniem jego twórczość z ostatniego okresu oscyluje między modernizmem, rozumianym jako orientacja „sztuki nowoczesnej”, która doszła do głosu w okresie miedzy końcem XIX stulecia a latami 60. XX wieku, a właśnie niektórymi rysami postmodernizmu. Fotografik bowiem z jednej strony – wykazuje upodobanie do eklektyzmu; chce przełamać barierę między sztuką elitarną a popularną; akceptuje komercyjny aspekt twórczości, a z drugiej – nie odrzuca koncepcji utworu jako układu zamkniętego, respektuje reguły spójności i ,jak zawsze, bardzo dba o kompozycję; nie opowiada się również przeciwko oryginalności, ale swoich działań eksperymentatorskich nie eksponuje. Jest przypadkiem niejednoznacznym, dlatego trudnym do określenia.
Pisząc o najnowszych pracach Ruta trzeba wspomnieć o najważniejszych etapach jego twórczości, ponieważ doprowadziły one do powstania fotografii o których mowa, a ponadto – przy całej odmienności – zawierają one pewne elementy wspólne.
Poznański artysta zaczynał od reportażu i studium portretu, a zatem od rejestrowania rzeczywistości. Jego ówczesne prace, aczkolwiek mające walory artystyczne, były próbą spenetrowania i uchwycenia, m. in. egzotyki Azji Środkowej, a więc bardziej lokowały się w obszarze dokumentu niż sztuki. Pamiętajmy przy tym, że reportaż długo nie był włączany do fotografii artystycznej.
Później Rut podjął dwa duże tematy, którymi zajmował się przez parę lat. Jeden to fotografowane o różnych porach dnia i roku Wierzby wielkopolskie, a drugi Impresje alpejskie, powstałe w czasie wędrówek najpierw przez Alpy francuskie, poczynając od skał wyłaniających się w Prowansji, poprzez trzy najwyższe w Europie drogowe przełęcze, aż do leżącego na granicy szwajcarsko-włoskiej Matterhornu.
Nie sposób w krótkim tekście omówić rozmaite zestawy składające się na drugi z cyklów. Stwierdźmy zatem, że autor cały czas zajmujący się fotografią bezpośrednią, zaczął ukazywać coś więcej niż tylko piękno przyrody, jak może się wydawać nie dość uważnym obserwatorom jego sztuki. Zaczął mianowicie przekazywać swoje doznania, własne spojrzenie na świat oraz przemyślenia związane z kompozycją obrazu. Czynił to głownie za pomocą swoistego porządkowania kadru: dostrzegał w naturze cechy strukturalno-konstruktywne, które niejako nakładał na „zdejmowany” widok. Na skutek tego fotografia przedstawiająca piękno krajobrazu była zarazem swoistą kompozycją zawierającą: rytmizację elementów, horyzontalny podział płaszczyzny na pasy czy diagonalną linię dzielącą obraz, jak płótno malarza, na dwie części.
Oprócz tego Rut zaczął malować kamerą. Wyszukiwał w plenerach kompozycje wytworzone przez naturę i odpowiednio je fotografował. Powstały syntetyczne, wyrafinowane obrazy z uchwyconą linią horyzontu, jakby namalowane przez wrażliwego malarza z nowojorskiej szkoły color field painting, skupiające uwagę na emocjonalnym oddziaływaniu koloru. Te fotografie, bo były również i inne, zacierające odniesienia do wyobrażeń natury, pomimo że wykonane w innym medium, podobnie jak obrazy olejne, wyrażały sublimację, transcendencję i nieskończoność. Wspominam o tego rodzaju interesujących pracach także dlatego, że każdemu fotografikowi ze względu na swoistość mechanicznego środka przekazu bardzo trudno uwolnić się od wyrazistej analogii morfologicznej, jaka zachodzi między fotografowanym widokiem a powstałą na jego podstawie kompozycją.
Myślę, że z powyższych, z konieczności pobieżnych rozważań wynika, iż poznański mistrz osiągnąwszy tak wiele w fotografii „czystej” (wśród jego wierzb i Alp są kompozycje nie mające sobie równych) zapragnął czegoś więcej i zajął się fotografią kreowaną.
Tworząc za pomocą programów komputerowych monochromatyczne „reliefy”, wysublimowane kolorystycznie pejzaże czy fantastyczne twory nie musi już odwoływać się do zastanej rzeczywistości, której potrafił nadać własny wyraz, ale może skorzystać z obrazów, jakie niosą marzenia i sny oraz jakie podpowiada mu niczym nieskrępowana wyobraźnia.
Jednakże artysta postępuje rozważnie, na obecnym, początkowym etapie nowej drogi twórczej nie korzysta z „wszystkich znaków rzeczywistości”, a jedynie, jak się wydaje, z wykonanych przez siebie. Jakie są zatem jego najbardziej złożone fotografie komputerowe i co je łączy z pracami wcześniejszymi? Są one zmontowane, jak powiedzieliśmy, z elementów niejednorodnych – przedstawiających i nie przedstawiających, znaczących (drzewa) i nabierających znaczeń w zależności od kontekstu (słoje drzewa i fragmenty kory; pierwsze są odpowiednikami ziemi i nieba, a drugie skalnymi zboczami). I najważniejsza obserwacja: owe prace charakteryzujące się ponowoczesnym łączeniem elementów jednocześnie przekraczają i zachowują paradygmat krajobrazowy. W większości zdają się przedstawiać nieziemski, ale jednak pejzaż, z zachowaną niekiedy perspektywą zbieżną. Jest on dziwny i zarazem swojski, choć niewątpliwie mroczniejszy niż prezentowane wcześniej. Ukazuje również bardziej zdewastowaną przyrodę. A zatem i w najnowszych pracach można dostrzec także osobisty stosunek autora do kreowanych przedstawień.
Antoni Rut, znakomity piewca naturalnego krajobrazu, jest artystą o niepodważalnym dorobku. Jego droga twórcza, co starłem się wykazać, rozwija się w sposób naturalny, od rejestrowania rzeczywistego świata, przez jego interpretacje do inscenizowania kompozycji przestrzennych inspirowanych własną wyobraźnią.
Andrzej Haegenbarth